Kiedy wszyscy chodzą boso i na paluszkach widz orientuje się, że coś jest na rzeczy. Szybko pojmie, że cisza jest czymś pożądanym. Jak bardzo, kiedy poleje się krew. Bez obaw – nie dosłownie. Na nią jeszcze przyjdzie pora.
W „Cichym miejscu” nie można rozmawiać nawet szeptem. Sympatyczna i bardo kochająca się rodzina porozumiewa się głównie językiem migowym. Ojciec, elektronik amator wysyła w świat S.O.S., ale za towarzyszy ma tylko wycinki z gazet, które tłumaczą, że Amerykę opanowały jakieś potwory – ślepe, ale za to z wyczulonym słuchem, i co za niespodzianka, pożerające ludzi. Zatem cisza jest w pełni uzasadniona. Ale nie na ekranie. Kiedy coś zaskrzypi czy zaszura, zwłaszcza w systemie surround, straszy lepiej niż maska owego stwora – profesjonalna, ale kojarząca się z „Obcym”.
Za to nagromadzenie nieszczęść niemal jak w „W ciemności” Agnieszki Holland. Skoro Emily Blunt jest w ciąży, łatwo się domyślić, że będzie musiała urodzić, a noworodki, jak wiemy z doświadczenia, komunikują się ze światem płaczem. A potwory odwiedzają dom wyczuwając, podejrzane odgłosy. Kto przeżyje, a kto poświęci życie dla innych? Rzadko kiedy takie dylematy pojawiają się w horrorach, w „Cichym miejscu” są okazane wyjątkowo wiarygodnie. A praca oświetleniowca - palce lizać. Do tego muzyka - niepokojąca, a momentami iście hollywoodzka.
„Ciche miejsce” to przede wszystkim solidna rozrywka z przesłaniem o umiejętności komunikacji, zrozumienia bez nadmiaru słów i dźwięków. I jak to w amerykańskim kinie bywa, o rodzinie jako podstawowej komórce społecznej. Nawet w czasach potwornej apokalipsy.
Emily Blunt i John Krasinski - razem w życiu, razem w filmie
Źródło: Dzień Dobry TVN
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?